POROZMAWIAJMY SZCZERZE O TYM, CO NAS BOLI
Znacie ten schemat, w którym macie mnóstwo znajomych i wydaje się wam, że jesteście królami/królowymi życia? Jestem pewien, że w tej czy innej wersji dobrze wiecie, o czym piszę. I jak by tego nie opisywać, z której strony nie patrzeć i w jaki sposób moderować dyskusję, to zakończenie zawsze oznacza rozczarowanie. Bo na końcu znajomości, które warto kontynuować - z tej czy innej przyczyny, można policzyć na palcach jednej ręki.
Bliżej mi już do lat 40, więc wiem, że dobra rozmowa z przyjacielem waży o wiele więcej niż bezsensowne pierdolenie z chmarą ludzi, których kojarzy się tylko z imprez, a wymianę zdań i myśli można prowadzić jedynie pod wpływem dowolnych środków odurzających. W tę pogodną niedzielę, kontynuując pisanie o pozytywach z bycia trzeźwym, chcę krótko napisać o konwersacji, która prowadzona jest bez żadnych wspomagaczy.
I tak w piątek i sobotę spotkałem się z dwójką moich przyjaciół, ich partnerkami i rodzinami. Powód? Organizowałem parapetówkę. Impreza jak impreza. Jako abstynent i osoba uzależniona, jestem na nich tylko wtedy, kiedy muszę. Przeszedłem już tę grę i mnie ona w ogóle nie bawi, a ludzie, niestety, przeszkadzają. W tym wypadku jednak miałem przefiltrowane grono znajomych, dlatego czułem się swobodnie.
Mając chwilę przestrzeni, wykorzystałem ją właśnie do rozmowy. Wiecie, często jest tak, że znasz kogoś wieki, a na końcu okazuje się, że i tak o tej osobie za dużo nie wiedziałeś. Rozmowa na trzeźwo - przynajmniej dla mnie - pomaga dotknąć tematów, których w życiu kurwa byś nie ruszył porobionym - mimo, iż wydaje się, że rozmowy dwóch naćpanych lub dowolnie zrobionych ludzi, są bogate w treść. O czym rozmawialiśmy? Nie wchodząc w szczegóły, o obawach, stresie, marzeniach, które się udało zrealizować, tych, które się nie uda - chore dziecko, brak kasy, to czy tamto i wreszcie o tym, co mówiliśmy, że będziemy robić jako dorośli, a co faktycznie robimy. Napisałem to oczywiście w dużym uproszczeniu.
Efekt jest taki, że po takiej rozmowie, szczerej, bez udawania, w której facet przed facetem może się otworzyć, zadać pytanie tak szczere, że boisz się, co dostaniesz w odpowiedzi, ale jednocześnie wiesz, że chcesz o to zapytać, to idziesz spać z nieopisaną dumą. Wstajesz z bateriami naładowanymi na 100%.
Bo dałeś radę jako człowiek.
A tak można tylko na trzeźwo.
Warto rozmawiać. Bez wspomagaczy.
Jestem trzeźwy 7 dzień. Pokornie do przodu.
Znacie ten schemat, w którym macie mnóstwo znajomych i wydaje się wam, że jesteście królami/królowymi życia? Jestem pewien, że w tej czy innej wersji dobrze wiecie, o czym piszę. I jak by tego nie opisywać, z której strony nie patrzeć i w jaki sposób moderować dyskusję, to zakończenie zawsze oznacza rozczarowanie. Bo na końcu znajomości, które warto kontynuować - z tej czy innej przyczyny, można policzyć na palcach jednej ręki.
Bliżej mi już do lat 40, więc wiem, że dobra rozmowa z przyjacielem waży o wiele więcej niż bezsensowne pierdolenie z chmarą ludzi, których kojarzy się tylko z imprez, a wymianę zdań i myśli można prowadzić jedynie pod wpływem dowolnych środków odurzających. W tę pogodną niedzielę, kontynuując pisanie o pozytywach z bycia trzeźwym, chcę krótko napisać o konwersacji, która prowadzona jest bez żadnych wspomagaczy.
I tak w piątek i sobotę spotkałem się z dwójką moich przyjaciół, ich partnerkami i rodzinami. Powód? Organizowałem parapetówkę. Impreza jak impreza. Jako abstynent i osoba uzależniona, jestem na nich tylko wtedy, kiedy muszę. Przeszedłem już tę grę i mnie ona w ogóle nie bawi, a ludzie, niestety, przeszkadzają. W tym wypadku jednak miałem przefiltrowane grono znajomych, dlatego czułem się swobodnie.
Mając chwilę przestrzeni, wykorzystałem ją właśnie do rozmowy. Wiecie, często jest tak, że znasz kogoś wieki, a na końcu okazuje się, że i tak o tej osobie za dużo nie wiedziałeś. Rozmowa na trzeźwo - przynajmniej dla mnie - pomaga dotknąć tematów, których w życiu kurwa byś nie ruszył porobionym - mimo, iż wydaje się, że rozmowy dwóch naćpanych lub dowolnie zrobionych ludzi, są bogate w treść. O czym rozmawialiśmy? Nie wchodząc w szczegóły, o obawach, stresie, marzeniach, które się udało zrealizować, tych, które się nie uda - chore dziecko, brak kasy, to czy tamto i wreszcie o tym, co mówiliśmy, że będziemy robić jako dorośli, a co faktycznie robimy. Napisałem to oczywiście w dużym uproszczeniu.
Efekt jest taki, że po takiej rozmowie, szczerej, bez udawania, w której facet przed facetem może się otworzyć, zadać pytanie tak szczere, że boisz się, co dostaniesz w odpowiedzi, ale jednocześnie wiesz, że chcesz o to zapytać, to idziesz spać z nieopisaną dumą. Wstajesz z bateriami naładowanymi na 100%.
Bo dałeś radę jako człowiek.
A tak można tylko na trzeźwo.
Warto rozmawiać. Bez wspomagaczy.
Jestem trzeźwy 7 dzień. Pokornie do przodu.
Komentarze
Prześlij komentarz