Jestem osobą uzależnioną od narkotyków. Podejmującą próby wyjścia z nałogu. Chcącą tej zmiany jak żadnej innej w swoim życiu, a jednocześnie czyniącą tak wiele, aby wszystko spierdolić. I to nie tylko sobie, bo odpowiadam też za dwójkę swoich dzieci, które mogę pociągnąć ze sobą w dół. O partnerce nie chce nawet wspominać, bo ilość empatii, którą mi okazuje, jest ogromna. Na szczęście albo nie zna, lub woli udawać, że nic nie wie na temat najlepszego sposobu na to, jak skutecznie wstrząsnąć osobą uzależnioną. Wiecie, o czym pisze? Rozstanie. Brutalne, nagłe, bez ciągłego dawania kolejnej szansy. Z tym jednak lepiej się nie będę wychylać.
No dobrze, co ja tutaj właściwie staram się stworzyć. Jeżeli wszystko wypali, chcę codziennie publikować opis swojego dnia, w którym opiszę pewnie swoje boleści, rozterki, wrócę do przeszłości i przede wszystkim dzięki temu może w końcu sam sobie pomogę. A jeżeli przy okazji znajdzie się choć jedna osoba, która cokolwiek z tego wyniesie dla siebie, to tym lepiej. Chwytam się już tak dziwnych sposobów, o których sam bym siebie nigdy nie podejrzewał. Pamiętnik? Publikowanie tego w sieci? Mógłbym wymieniać dalej. Jakiś czas temu przekonałem się jednak, podczas nie wiem już której próby rzucenia z dragami, że pisanie może pomóc. Mnie pomogło. To jak sesja z terapeutą, który co prawda nie jest w stanie Ci pomóc, bo nie jest człowiekiem, ale cierpliwie przyjmie wszystko, co masz do powiedzenia. To naprawdę pomaga.
W planach mam zrelacjonować 365 dni, które, mam nadzieję, będą rokiem życia w całkowitej czystości od używek. W moim przypadku, jak już wspomniałem, są to narkotyki. Dotychczas kilka razy najdłużej wytrwałem około 5 miesięcy. Podbijam zatem stawkę. O to, czy mi się uda, raczej bym się sam ze sobą nie założył. Przykład sprzed kilku godzin. Obecnie zmagam się z nawrotem. Klasycznie, każdy kolejny powrót do ćpania, to próba nadrobienia straconego czasu. Lecisz więcej, mocniej, do spodu. Przebijasz syf, który jakiś czas temu wydawał się nie do przebicia. Klasyczek każdej uzależnionej osoby, bez znaczenia, z czym masz problem. No i wyobraźcie sobie, że wczoraj myślałem, że już po mnie. Pierwszy raz. Akcję w stylu wali mi serce, o Boże, co teraz, już przechodziłem. We wczorajszy wieczór przez 3 godziny miałem nowość: wymiotowanie. Do tej pory muszę sprawdzać co jakiś czas, czy mam jeszcze płuca. Dzieci sobie oglądają bajkę, a tatuś nie ma pewności czy nie schodzi. W głowie miałem już pytanie ludzi z karetki, co mi jest. No i co bym powiedział? Zjadłem coś, tylko że nosem, ale proszę nikomu nie mówić, nie chcę problemów. Na szczęście, zanim spełnił się ten scenariusz, zjawiła się moja partnerka i tym samym mogłem iść oddelegować się do łóżka.
Gdzie puenta? Za moment. Noc wiedziałem, że będzie z gatunku tych nieprzespanych. Poranek jest taki, jak się spodziewałem. Ciężko się kurwa funkcjonuje bez snu i na zwale. I teraz uwaga, wchodzi cała na biało moja wieczorna rozkmina. Mając wrażenie, że to moja ostatnia noc, oczywiście kreślę w głowie chęć zmiany. Wymyśliłem sobie ten pamiętnik, kurwa sam nie wiem, co ten przećpany mózg jeszcze mi przez te kilkanaście godzin zarzucił. Na 100% byłem zdecydowany, że to koniec. Dziś zaczynam nowe życie. Dla siebie, mojej kobiety i dzieci. No i wyobraźcie sobie, że po około 3h zacząłem uruchamiać proces uchylania drzwi. To hasło zarzucił mi kiedyś terapeuta. Spodobało mi się. Bo sobie pomyślałem, wciąż bojąc się, że zaraz zejdę, iż nie jest może głupim pomysłem, kupić jutro kryształ. Oczywiście ostatni już raz. No ja pierdole xD
Systemy alarmowe biją obecnie w mojej głowie nieustannie. Nie mam zamiaru się nawet oszukiwać, że to jest normalne. Chory człowiek jestem, mam zryty łeb, ale wszystko to na swoją własną prośbę. A zatem idziemy raz jeszcze w stronę światła.
Dzisiejszy dzień w swojej Narko Spowiedzi zatytułowałem jako numer 0. Nie chcę pisać, że to dzień 1, bo siedzę teraz przed tym lapkiem na bombie, jeszcze na pewno trochę zrobiony i wiem, że dobre pomysły i chęć zmiany przychodzą i odchodzą równie szybko. Jeśli jutro dalej będę chcieć to pisać, to zacznę od dnia pierwszego, zgodnie z zasadami liczenia.
Na teraz to wszystko.
Życzę Wam wszystkiego dobrego, dużo zdrowia, pieniędzy i jeszcze raz zdrowia.
No dobrze, co ja tutaj właściwie staram się stworzyć. Jeżeli wszystko wypali, chcę codziennie publikować opis swojego dnia, w którym opiszę pewnie swoje boleści, rozterki, wrócę do przeszłości i przede wszystkim dzięki temu może w końcu sam sobie pomogę. A jeżeli przy okazji znajdzie się choć jedna osoba, która cokolwiek z tego wyniesie dla siebie, to tym lepiej. Chwytam się już tak dziwnych sposobów, o których sam bym siebie nigdy nie podejrzewał. Pamiętnik? Publikowanie tego w sieci? Mógłbym wymieniać dalej. Jakiś czas temu przekonałem się jednak, podczas nie wiem już której próby rzucenia z dragami, że pisanie może pomóc. Mnie pomogło. To jak sesja z terapeutą, który co prawda nie jest w stanie Ci pomóc, bo nie jest człowiekiem, ale cierpliwie przyjmie wszystko, co masz do powiedzenia. To naprawdę pomaga.
W planach mam zrelacjonować 365 dni, które, mam nadzieję, będą rokiem życia w całkowitej czystości od używek. W moim przypadku, jak już wspomniałem, są to narkotyki. Dotychczas kilka razy najdłużej wytrwałem około 5 miesięcy. Podbijam zatem stawkę. O to, czy mi się uda, raczej bym się sam ze sobą nie założył. Przykład sprzed kilku godzin. Obecnie zmagam się z nawrotem. Klasycznie, każdy kolejny powrót do ćpania, to próba nadrobienia straconego czasu. Lecisz więcej, mocniej, do spodu. Przebijasz syf, który jakiś czas temu wydawał się nie do przebicia. Klasyczek każdej uzależnionej osoby, bez znaczenia, z czym masz problem. No i wyobraźcie sobie, że wczoraj myślałem, że już po mnie. Pierwszy raz. Akcję w stylu wali mi serce, o Boże, co teraz, już przechodziłem. We wczorajszy wieczór przez 3 godziny miałem nowość: wymiotowanie. Do tej pory muszę sprawdzać co jakiś czas, czy mam jeszcze płuca. Dzieci sobie oglądają bajkę, a tatuś nie ma pewności czy nie schodzi. W głowie miałem już pytanie ludzi z karetki, co mi jest. No i co bym powiedział? Zjadłem coś, tylko że nosem, ale proszę nikomu nie mówić, nie chcę problemów. Na szczęście, zanim spełnił się ten scenariusz, zjawiła się moja partnerka i tym samym mogłem iść oddelegować się do łóżka.
Gdzie puenta? Za moment. Noc wiedziałem, że będzie z gatunku tych nieprzespanych. Poranek jest taki, jak się spodziewałem. Ciężko się kurwa funkcjonuje bez snu i na zwale. I teraz uwaga, wchodzi cała na biało moja wieczorna rozkmina. Mając wrażenie, że to moja ostatnia noc, oczywiście kreślę w głowie chęć zmiany. Wymyśliłem sobie ten pamiętnik, kurwa sam nie wiem, co ten przećpany mózg jeszcze mi przez te kilkanaście godzin zarzucił. Na 100% byłem zdecydowany, że to koniec. Dziś zaczynam nowe życie. Dla siebie, mojej kobiety i dzieci. No i wyobraźcie sobie, że po około 3h zacząłem uruchamiać proces uchylania drzwi. To hasło zarzucił mi kiedyś terapeuta. Spodobało mi się. Bo sobie pomyślałem, wciąż bojąc się, że zaraz zejdę, iż nie jest może głupim pomysłem, kupić jutro kryształ. Oczywiście ostatni już raz. No ja pierdole xD
Systemy alarmowe biją obecnie w mojej głowie nieustannie. Nie mam zamiaru się nawet oszukiwać, że to jest normalne. Chory człowiek jestem, mam zryty łeb, ale wszystko to na swoją własną prośbę. A zatem idziemy raz jeszcze w stronę światła.
Dzisiejszy dzień w swojej Narko Spowiedzi zatytułowałem jako numer 0. Nie chcę pisać, że to dzień 1, bo siedzę teraz przed tym lapkiem na bombie, jeszcze na pewno trochę zrobiony i wiem, że dobre pomysły i chęć zmiany przychodzą i odchodzą równie szybko. Jeśli jutro dalej będę chcieć to pisać, to zacznę od dnia pierwszego, zgodnie z zasadami liczenia.
Na teraz to wszystko.
Życzę Wam wszystkiego dobrego, dużo zdrowia, pieniędzy i jeszcze raz zdrowia.
Komentarze
Prześlij komentarz