MÓZG SIĘ OCZYSZCZA
Trzeci dzień kończę w trzeźwości i na względnym luzie. W porównaniu z tym, co przechodziłem dobę i dwie temu, to jest wręcz zajebiście. Pierwszy raz jednak, o czym przekonuję się niemal w każdej godzinie, nigdy tak długo nie byłem zrobiony. Wiadomo, że nie ma tego efektu wow jak po kresce, ale cały czas mam mocny szczękościsk i w niektórych sytuacjach w pracy, lub na ulicy, ewidentnie nie trzymam ciśnienia, albo, co lepsze, mówię do szefa takie rzeczy, których w życiu bym na trzeźwo nie powiedział. Sprawdza się teoria, że uzależniony na nawrocie będzie chciał nadrobić stracony czas. Nie wiem, ile towaru przepuściłem przez swój nos w ostatnich tygodniach, ale to, jak obecnie się czuje, musi wskazywać na duże ilości.
Dziś w nocy oczyszczanie zaczął mój mózg. Brak mi wiedzy, jak fachowo się to nazywa i czy w ogóle ma jakąś nazwę. W skrócie, to po prostu przychodzi taki wieczór, że nagle w trakcie nocy mózg zaczyna mi wibrować. Jakby uderzał o czaszkę. Wówczas pojawiają się pojebane sny, trochę na jawie, zaczynam na przykład sapać, dusić się, czasem dziewczyna musi mnie budzić. Najgorsze, że ja czuję, że to sen, a i tak nie umiem się wybudzić. Pamiętam, że minionej nocy miałem jakiś turbo zjebany, zakleszczyły mi się jakimś sposobem ręce w ramie łóżka, szarpnąłem nimi i poszedłem dalej spać. Mam teraz taki długi ślad na przedramieniu i piecze mnie skóra. Nie miewam — od razu zaznaczam, tego typu snów, czy nocy, na trzeźwo lub zaraz po ćpaniu. Tylko jedna, dwie doby kilka dni po odstawieniu.
Traktuję to jako kolejny krok ku lepszemu. Do mojej chęci wytrzeźwienia dołącza głowa, a więc bardzo ważny sprzymierzeniec.
Trzeci dzień kończę w trzeźwości i na względnym luzie. W porównaniu z tym, co przechodziłem dobę i dwie temu, to jest wręcz zajebiście. Pierwszy raz jednak, o czym przekonuję się niemal w każdej godzinie, nigdy tak długo nie byłem zrobiony. Wiadomo, że nie ma tego efektu wow jak po kresce, ale cały czas mam mocny szczękościsk i w niektórych sytuacjach w pracy, lub na ulicy, ewidentnie nie trzymam ciśnienia, albo, co lepsze, mówię do szefa takie rzeczy, których w życiu bym na trzeźwo nie powiedział. Sprawdza się teoria, że uzależniony na nawrocie będzie chciał nadrobić stracony czas. Nie wiem, ile towaru przepuściłem przez swój nos w ostatnich tygodniach, ale to, jak obecnie się czuje, musi wskazywać na duże ilości.
Dziś w nocy oczyszczanie zaczął mój mózg. Brak mi wiedzy, jak fachowo się to nazywa i czy w ogóle ma jakąś nazwę. W skrócie, to po prostu przychodzi taki wieczór, że nagle w trakcie nocy mózg zaczyna mi wibrować. Jakby uderzał o czaszkę. Wówczas pojawiają się pojebane sny, trochę na jawie, zaczynam na przykład sapać, dusić się, czasem dziewczyna musi mnie budzić. Najgorsze, że ja czuję, że to sen, a i tak nie umiem się wybudzić. Pamiętam, że minionej nocy miałem jakiś turbo zjebany, zakleszczyły mi się jakimś sposobem ręce w ramie łóżka, szarpnąłem nimi i poszedłem dalej spać. Mam teraz taki długi ślad na przedramieniu i piecze mnie skóra. Nie miewam — od razu zaznaczam, tego typu snów, czy nocy, na trzeźwo lub zaraz po ćpaniu. Tylko jedna, dwie doby kilka dni po odstawieniu.
Traktuję to jako kolejny krok ku lepszemu. Do mojej chęci wytrzeźwienia dołącza głowa, a więc bardzo ważny sprzymierzeniec.
Komentarze
Prześlij komentarz