WARTO SIĘ LECZYĆ
Dobra, mija pierwszy dzień mojej trzeźwości. Jest dobrze, co nie? Tak jak pisałem na wstępie w swoim pierwszym wpisie (dzień 0), zeszmaciłem się na maksa. Kryształ, Andrzej, mieszanka wszystkiego, co było dostępne. Porcje takie, że nie dziwota, iż pierwszy raz mam dwudniowy zjazd. Kurwa, nie polecam. Tym bardziej jestem przekonany, że rację mają wszelkiej maści zaprawieni w bojach alkusy albo narkomani, w stanie trzeźwości, którzy na własnych przykładach podają, że ogarniesz się tylko wtedy, kiedy jebniesz solidnie o dno. Zobaczymy, jak będzie ze mną. Póki co szczękościsk trwa już dwa dni. Tego jeszcze nie grali. W żołądku mam armagedon. A jak na narkomana z klasą przystało, to ja przecież jestem cały czas ojcem na etacie, pracownikiem, partnerem i tak dalej.
Nie wiem, jak długo jestem w stanie tak ciągnąć, żeby to się nie wydało, ale według tego, co mi podpowiada organizm, to może nie zaliczkę wpadki, bo wystrzelonego mnie ktoś pozna, dajmy na to w biurze i po temacie. Wiem, że po prostu doszłoby do tego, czego się obawiałem wczoraj (dzień 0). Padnę na ziemię i obudzę się w szpitalu. A wtedy to już całej rodzinie, lekarzom i kurwa Bóg wie komu jeszcze, to już kawa na ławę.
Ale! Na razie do tego nie doszło. Kończę pierwszy dzień, miałem dwa, trzy momenty uchylanych drzwi. Jakby mi typo zadzwonił, że mogę wpaść po torbę, to chyba mimo tego całego gówna, o którym piszę, złamałbym się. Nie stało się tak jednak, a więc punkt dla mnie. W temacie tego odcinka chcę zwrócić uwagę każdego, kto ma problem z używkami, lub jest po prostu od czegoś uzależniony, żeby zwrócił się po fachową pomoc. Warto. Ja sam z takowej skorzystałem. Pewnie sobie myślicie, że coś lipne to leczenie, skoro nadal mam problem. Nie jest to tak łatwy temat, żeby od strzała zaradzić, nawet przy najlepszym psychoterapeucie.
Zanim będę - mam nadzieję - z sukcesami pisać o tych swoich 365 dniach walki z nałogiem, czułem, że na wstępie musi być jasno napisane, żeby nie próbować leczyć się samemu. Masz problem, to serio, wydaj te 800 zł (pewnie tyle na początku wyjdzie za sesje raz w tygodniu w gabinecie) i walcz o siebie. Na towar na bank szło w primie o wiele więcej. Psychologowi powiesz wszystko. U mnie kobita wie bardzo dużo. Nie ma drugiej takiej osoby z bliskiego mi grona, co by miała tak dobry wgląd na skalę problemu. Ale mimo tego nie wie tyle, co powiedziałem do swojego lekarza.
Jeśli się wahasz, to pamiętaj, że dobrej klasy specjalista potrafi pokierować rozmową, samemu nie mówiąc za wiele, nie doradzając, nie oceniając, a jedynie oddaje w twoje ręce ster do samego siebie. Kurewsko trudna droga, którą musisz przejść. Serio, jeśli ktoś wychodzi z nałogu na własną rękę, to ma po prostu fart, albo predyspozycje. 99% potrzebuje pomocy. Fachowej pomocy, bo rozmowa z kolegą i koleżanką, to nie to samo. Bo oni w dobrej wierze zaczną na przykład doradzać, a nie o to chodzi.
A więc. Ja świętuję - mam za sobą pierwszy dzień w trzeźwości. A Wam, tym, którzy chcą podjąć walkę o trzeźwość, polecam i radzę od razu udać się po pomoc do psychoterapeuty. I jazda, powodzenia!
Komentarze
Prześlij komentarz