OFIARA DOBROBYTU
Mam pomysł na kilka dłuższych tekstów, w których zmierzę się z początkami mojego uzależnienia. Po psychoterapii, ciągłej pracy nad sobą, jestem w stanie w zupełnie inny sposób ocenić przeszłość. Zanim więcej o początkach, bardzo krótko napiszę dziś, że uważam się za ofiarę dobrobytu. Finansowego i ogólnie życiowego. Po prostu mam za dobrze.
Oczywiście, powinienem napisać "ofiarę", bo wszystko to, co sobie robię, mimo tego, że uzależnienie to choroba, to jednak robię na własne życzenie. Żebyście nie myśleli, że oczekuję jakiegoś współczucia. Sam to sobie zrobiłem i muszę to teraz ogarnąć.
Jutro na konto wpadnie pensja. Idealnie, bo w piątek. Ha! Żart. Wali mnie to, czy jest to piątek, czy wtorek. Jako ćpun w stopniu zawodowym, przestałem zwracać uwagę na takie szczegóły. Nie mogę jednak nie zwrócić uwagi na nadmiar gotówki, który się u mnie pojawi.
Być może ten tekst, który dziś napisałem, wyda się wam trochę prowokacyjny. Nie ma w nim za wiele skruchy. Easy. Ona jest we mnie i co ważniejsze, z wielką pokorą podchodzę do walki z nałogiem.
Jutro będę chciał w 100% wykorzystać poranną medytację i uważność. Krok po kroku realizować piątkowe zadania. Nie wydać kasy na koks, ale też nie orać sobie łba tym, że dostałem wypłatę.
Dzień 11 za mną. Jutro walczymy dalej.
Komentarze
Prześlij komentarz